1

Temat: Kogo Obchodzi Paraolimpiada w Londynie ..o jejku..

Od roku 1988, czyli od igrzysk w Seulu, na tych samych obiektach, na których rywalizują olimpijczycy, odbywają się igrzyska sportowców z niepełnosprawnością, do których w języku polskim przylgnęła nazwa: igrzyska paraolimpijskie. W Londynie, który stał się areną zmagań sportowców pełno- i niepełnosprawnych, będzie tak samo.



To, że odbędzie się jedno z największych wydarzeń roku w świecie sportu, jest oczywiste. Że o medale będą walczyć niepełnosprawni sportowcy, mniej znani, ale nierzadko utytułowani, to pewne; że pod względem liczby zdobytych medali zostawią w polu sportowców pełnosprawnych, często dużo bardziej znanych, wręcz słynnych – tego możemy się domyślić na podstawie doświadczeń z ubiegłych dekad. Działacze, trenerzy i sami uczestnicy przeczuwają też, że mimo ogólnych, tradycyjnych zapewnień o optymalnych warunkach przygotowań, talentach naszych zawodników – worka medali nie będzie. Zdecydowanie trudniej bowiem polskiemu sportowi paraolimpijskiemu sprostać coraz wyraźniej stawianym przez świat postulatom o sprowadzeniu go do kategorii profesjonalnego wyczynu. I tu zaczynają się kłopoty.

Angielski trener a sprawa polska

Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski wskazał ideę rozwoju sportu paraolimpijskiego. Polega ona na wprowadzaniu we wszystkich krajach zasady reprezentacji poszczególnych dyscyplin paraolimpijskich przez odrębne krajowe związki sportowe. To oznacza, że niektóre dyscypliny paraolimpijskie powinny być częścią związków dyscyplin olimpijskich. Tenis stołowy niepełnosprawnych jest częścią tenisa stołowego itd. Ale np. goalball czy boccia już nie, ponieważ te dyscypliny nie mają odpowiedników w sportach olimpijskich.


Dyscypliny paraolimpijskie

W Polsce powyższy proces przebiega w sposób charakterystyczny dla naszej mentalności. Ministerstwo Sportu, marginalizując rolę Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych „Start”, apeluje (ponieważ nakazać jeszcze nie może) do poszczególnych związków (np. Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów) o formalne reprezentowanie niepełnosprawnych sportowców, ale ich prezesi, jak tylko umieją, bronią się przez „inwalidami” niczym przed zarazą.

Pierwszą więc przeszkodą w realizacji planu Ministerstwa Sportu jest zwykła polska mentalność i beznadziejność wysiłków w walce z nią. O ile mentalność ta sprowadza się do obojętności w warstwie ogółu, o tyle staje się niebezpieczna, jeśli kieruje działalnością osób publicznych, a przecież zarządy związków sportowych pełnią taką właśnie społeczną funkcję. Na próżno wspominać na naszym podwórku jedną z głośniejszych sportowych afer 1999 roku – dymisję trenera piłkarskiej reprezentacji Anglii Glenna Hoddle’a. Bezpośrednią jej przyczyną była wypowiedź dotycząca ludzi niepełnosprawnych, którzy według Hoddle’a „cierpią za grzechy popełnione w pierwszym wcieleniu”. Nie bez znaczenia była okoliczność, że ówczesnym ministrem edukacji i zatrudnienia w rządzie Wielkiej Brytanii był niewidomy David Blunkett.

Tymczasem ze źródła zbliżonego do Ministerstwa Sportu dowiedzieliśmy się, że urzędnicy stosują wobec związków sportowych presję, aby te modyfikowały swoje statuty.

Chodzi o to, by przekazać związkom kompetencje „Startu”, żeby mogły dysponować środkami na wyczynowy sport paraolimpijski. Wszystko więc wskazuje na to, że czeka nas rewolucja. Sprawa ma podtekst polityczny.

Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „Start” jest przez ministra sportu traktowany nie jak związek sportowy, ale zwykłe stowarzyszenie, takie samo, jakie można utworzyć we własnym mieszkaniu. Zagrożony więc jest interes samych działaczy, których istnienia urzędowa interpretacja Ustawy o sporcie nie uzasadnia. Do tej pory – niezależnie od tego, co o tym myślą sportowcy i obserwatorzy – to „Start” stanowił jedyną formalną reprezentację polskich kadrowiczów niepełnosprawnych. Pytanie, czy poprzez zmiany zagrożony jest interes samych paraolimpijczyków, proponuję pozostawić na razie bez odpowiedzi,

przynajmniej do końca igrzysk. O odłożenie tej dyskusji apeluje prezes „Startu” Robert Szaj.

– Środowisko jest przeciwne tym zmianom. Społeczeństwo nie jest na nie mentalnie gotowe – twierdzi prezes Szaj, dodając, że jednocześnie jest bardzo pozytywnie zaskoczony działaniami inspirowanej przed minister Joannę Muchę Rady Sportu: – Pierwszy raz zdarzyło się, żeby sama minister obdzwaniała członków tej Rady, zapraszając do czynnej współpracy. Dzięki temu udało się rozwiązać kilka problemów, które powstały za rządów poprzedniego ministra, między innymi wznowiono organizowanie i finansowanie Mistrzostw Polski.